"Twoje jaja nie ściana, jak kopne to zaboli."
Nadal: 12 września 2015r. – sobota
– Dobra,
teraz dodaj dwie Muszle Skaryntu i mieszaj powoli przez pięć minut zgodnie z
ruchem wskazówek zegara – instruowała Klaudia, siedząc nad recepturą eliksiru
wykrywającego magię przenośną.
– Ręka mi odpadnie od tego mieszania, czy tak
trzeba przez cały czas ważenia eliksiru? – jęknął Szymon. Mijała już trzecia
godzina, a oni rzeczywiście cały czas tylko mieszali w kociołku, czasami coś
dorzucając.
– Nie! Teraz będziemy mieć godzinę odpoczynku!
– odparła Klaudia z szerokim uśmiechem. – Masz ochotę zagrać w karty? Wzięłam
talię tak na wolną chwilę… - Szymon spojrzał na dziewczynę lekko zdziwiony, bo
wyciągnęła ona zwykłe, mugolskie karty, kompletnie mu nieznane. – Aaa, no tak,
bo ty nie umiesz grać w mugolskie karty… Mnie Nela nauczyła, chcesz, mogę
nauczyć ciebie!
– Czemu nie, to może być ciekawe – odparł
Szymon i zerknął na zegarek, z radością odkrywając, że może wreszcie skończyć
mieszać. Przeciągnął się zadowolony i położył na drewnianej podłodze
naprzeciwko Klaudii, podpierając głowę na ręce.
Przez
chwilę Szymon wpatrywał się w Klaudię wytrwale tasującą karty, wydawała się być
zamyślona…
– Długo tak jeszcze będziesz tasować?
– Co? Aaa, nie, już skończyłam. Wybacz,
zamyśliłam się – odparła nastolatka, wracając do świata żywych.
– O czym tak myślałaś?
– Wiesz… właśnie tak sobie pomyślałam.
Policjanci w Polsce to co chwile muszą jeździć do wypadków, jakichś złodziei,
gwałcicieli i tak dalej, nie? To pewnie marzeniem każdego policjanta jest mieć
takie wezwania jak w Ameryce! Założę się, że każdy policjant marzy o wezwaniu z
USA do ściągnięcia kota z drzewa! Dlaczego tak dziko się na mnie patrzysz? –
zapytała skonsternowana Klaudia.
– Co ty ćpiesz? – wydusił z siebie Szymon, nie
mogąc przestać się śmiać.
– A wiesz… czasami herbata, innym razem
czekolada… Jestem kobietą z uzależnieniami.
***
Przychodzą
czasem takie dni, jak ten, kiedy człowiek nie wie kompletnie, w co ręce włożyć,
spogląda to tu, to tam i w niczym, w żadnej czynności, nie widzi najmniejszego
sensu. Wiecie, kto najczęściej ma takie dni? Osoby zakochane. Często
szczęśliwie. Nie wierzycie? Dla osoby zakochanej żadna czynność nie ma
znaczenia, jeśli nie uczestniczy w niej obiekt jej westchnień. Taki człowiek
mentalnie błaga wręcz świat, aby znalazł mu jakieś zajęcie, bo w chwilach, w
których nie może wpatrywać się w każdy szczegół na twarzy i ciele swojej
miłości czas nagle staje w miejscu. Taka osoba może godzinami leżeć w jednej i
tej samej, niewygodnej pozycji, wpatrując się mentalnie w miejsce czasem bardzo
odległe, gdzie znajduje się ktoś, komu oddał serce…
Czy Nela
była zakochana? Nie. Czy była zauroczona? Tak. A każda kolejna chwila z dala od
Tomka utwierdzała ją w tym przekonaniu.
Zawsze to robią! Cholerni faceci… Człowiek niczego się
nie spodziewa, a tu nagle wyskakuje Ci taki, jak Merlin z kociołka! Pieprzona
płeć brzydka… Gdyby chociaż naprawdę była brzydka…
Tak
Kornelia klęła w myślach na cały męski świat, leżąc na łóżku w samolocie i
modląc się, aby ta droga jak najszybciej się skończyła. Albo przynajmniej, żeby
dotarli już do Homera, od którego dzieliło ich jeszcze około pół godziny drogi,
bo naprawdę miała już dość towarzystwa milczącego ponuraka, który przerażał już
samym wyglądem, a i jego charakter nie zapowiadał się najlepiej.
***
Alicja,
Aurore i Jakob siedzieli w przedziale zajadając się resztkami słodyczy, które
jeszcze pozostały im jeszcze z zapasów zabranych ze swoich szkół. Jechali już
dość długo i zaczynało zmierzchać, przypuszczali, że za godzinę, może dwie,
powinni dojechać na miejsce. Byli jedyni w przedziale, dwójka uczniów z
Mystery, oraz współtowarzysze z ich szkół, zrezygnowali z ich towarzystwa.
– Pewnie uznali, że przyćmi ich taka ilość
zajebistości w jednym przedziale – stwierdził Jakob, uśmiechając się w taki
bardzo pewny siebie sposób, który można by uznać za strasznie denerwujący i…
właśnie za taki uznała go Alicja.
– Wiesz, co? Jesteś serio spoko facet, ale ten
twój uśmiech samca, który może mieć każdą, mnie wnerwia.
– Feministka?
– Wolna kobieta, zależna jedynie od czekolady
i swoich przyjaciół.
– Uwielbiam cię laska, nie ujęłabym tego
lepiej – wtrąciła Aurore.
– Znałem dziewczyny, które podobnie mówiły, a
potem…
– Tylko mi nie mów, że poznały ciebie, bo
wylecisz z tego przedziału szybciej niż zdążysz zawołać mamę – warknęła Ala,
pierwszy raz wyglądając przy nowych znajomych na bardzo poważną.
– Nie miałem zamiaru tego mówić, blondi. Potem
zjawiali się faceci, od których stawały się zależne i kończyła się ich wolność
– mruknął chłopak bardzo ponuro.
– Ok, zrobiło się poważnie… – zaczęła Aurore.
– Jakieś osobiste doświadczenia?
– Taa… Historia jest krótka. Dwa razy byłem
zakochany. Dwa razy właśnie w takich silnych, niezależnych dziewczynach. Dwa
razy one zakochały się w jakichś innych debilach, którzy pomiatali nimi jakby
były zabawkami. Dwa razy mnie miały w dupie.
Takiego
wyznania nie spodziewała się żadna z dziewczyn i obie zamurowało.
– Wiecie, co przy okazji odkryłem? –
kontynuował Jakob, lekko zgorzkniałym tonem. – Te niby niezależne najłatwiej
uzależnić od nieodpowiedniego faceta. Jakoś zawsze źle wybierają. To zabrzmi
chamsko, ale takim niegrzecznym chłopcom bardzo łatwo je zdobyć.
Najśmieszniejsze, że dziewczyny ciche, spokojne i takie, które niemal proszą
się o opiekę są najtrudniejsze, ciężko się do nich zbliżyć, ciężko je otworzyć…
Tacy faceci, którzy chcą tylko zaliczyć nie będą się kłopotać nimi, za dużo
zachodu.
– Przesadzasz, wcale tak nie jest, dziewczyny
nie lecą tylko na tych „niegrzecznych”… – zaczęła protestować Ala, niezbyt
zachwycona takim opisaniem sytuacji.
– Ale ja nie powiedziałem, że lecą tylko na
nich. Ale bądźcie teraz szczere same ze sobą, nie byłyście nigdy zauroczone
jakimś idiotą, wiedząc, że to nie ma sensu? – Żadna z dziewczyn nie
odpowiedziała… – Dam wam jedną radę. Faceci są zdobywcami, nie chcą dostawać
czegoś podanego na tacy, nie chcą być zdobywani, chcą móc starać się, śpiewać
wam serenady pod oknem, aż w końcu pozwolicie pocałować się w rękę, zaprosić na
kawę… Nasz świat się zmienił, jest do bani i nie ma rycerzy na białym koniu,
ale u prawdziwych mężczyzn pozostały jeszcze obyczaje błędnego rycerza.
– Dzięki, Don Kichocie, zapamiętamy –
powiedziała pół żartem, pół serio Aurelie rozluźniając z powrotem atmosferę w
przedziale, żadne z tej trójki nie lubiło na dłuższą metę poważnych rozmów.
***
Kornelia obudziła się nagle i rozejrzała dookoła.
Wszędzie chodzili najprawdziwsi kosmici… No, może byli trochę tandetni.
Zieleniutcy, z dwoma antenkami. Takie trochę Marsjanki w dużej wersji. W sumie to
chyba nie byli prawdziwy kosmici… Jednemu odpadała antenka, innemu zielona
farba zmywała się z twarzy.
– Już nawet na
porządnych kosmitów nie stać tego świata… – mruknęła nastolatka, a wszystkie
antenki zwróciły się w jej kierunku.
– Dobry. Pani
być człowiek? Pani mieć krew w żyłach? – zapytał najbliższy z kosmitów
dziecinnym głosem z dziwnym akcentem i jakby… zaśpiewem.
– Ja… co? Noo,
mam krew w żyłach…
– Sprawdzimy! –
zawołał ten sam potworek i wszystkie zielone ludki rzuciły się na Nelę. Każdy
wbił się małymi ząbkami w ręce, nogi i brzuch nastolatki i zaczęły wysysać z
niej krew.
– Eee… Od kiedy
kosmici są wampirami? Co się tu odpiernicza?!
Jeden z małych ludków łaskawie odsunął się i
odpowiedział z uroczym uśmieszkiem.
– A od kiedy ty
nie móc spać przez chłopaka? Świat stawać na głowie… Już niedługo wszystko się
zmienić… A ostatnim znakiem będzie zdelegalizowanie czekolady…
– Hej, piękna nieznajoma! – powiedział cicho
jakiś głos, a Kornelia skoczyła na łóżku jak oparzona.
– Chcą zdelegalizować czekoladę! – zawołała z
przerażeniem. Jak się okazało właśnie wydarła się na jakiegoś bardzo wysokiego
chłopaka, z mięśniami wielkości tali dziewczyny.
– Eee… Polacy są dziwni… – mruknął nieznajomy,
drapiąc się niepewnie po brodzie. – Słuchaj i postaraj się zakodować. Jest
osiemnasta, wszyscy właśnie wyszli, a ty śpisz jak zabita, nikt nie mógł cię
dobudzić.
– To… jesteśmy już w Durmstrangu? – zapytała
zaskoczona Nela, powoli podnosząc się z łóżka i przeciągając.
– Dokładnie tak! Jestem Martin Smestad, uczeń Durmstrangu, mam się tu tobą zajmować, każde
z was ma przydzielonego towarzysza, który ma oprowadzić po szkole, zapoznać ze
wszystkim. Będzie fajnie. Poznam cię z moimi kumplami, będą tobą zachwyceni,
dziewczyny to u nas rzadkość, a do tego taka ładna, coś czuję, że płeć żeńska
cię znienawidzi, ale nie martw się, faceci jak nic będą za tobą szaleć, będę
cię przed nimi bronić i…
– Stop, stop, stop! – krzyknęła Nela,
przerywając Martinowi trajkotanie, które doprowadzało ją powoli do szału. – Po
jeden: Hej, jestem Nela. Po drugie: Nie chce być eksponatem, którym zachwycają
się twoi koledzy. Po trzecie i najważniejsze: Nie potrzebuje obrony, doskonale
sobie radzę sama.
– Ho, ho, jaki charakterek, nadawałabyś się do
tej szkoły, a ja i tak wiem, że tak tylko mówisz sobie, jak nic chciałabyś mieć
takiego rycerza, jak ja.
– Mam chłopaka – mruknęła nastolatka i sama
już nie wiedziała, czy kłamie, czy mówi prawdę… Kim był Tomek?
Ej! Stop! Ledwie się od tych myśli uwolniłaś!
Nie popełniaj tego samego błędu! Nawet kosmici cię upominali, o płci męskiej
się nie myśli po nocach, po nocach się myśli o czekoladzie.
– Chłopak nie ściana – odparł nadal pewny
siebie Martin i widząc, że dziewczyna już się ogarnęła, pociągnął ją za rękę w
stronę wyjścia z samolotu.
– Nie ciągnij mnie jak dziecko! – warknęła
Kornelia coraz bardziej wnerwiona. – Chłopak ściana, za to wiesz, co nie
ściana? Twoje jaja nie ściana, jak kopne to zaboli. – I odmaszerowała, modląc
się w duchu, że idzie w odpowiednim kierunku. Niestety cisza, jaka nastała po
jej słowach trwała tylko chwilkę, bo najwyraźniej Martin nie poczuł się
specjalnie urażony i zaczął znowu opowiadać coś z zapałem, co było wyniośle
ignorowane przez nastolatkę.
***
– To wygląda milion razy piękniej niż w
książkach! – zawołała Ala, gdy razem z nowymi przyjaciółmi szli przez zamkowe
błonia do wejścia.
– No, to trochę jakby pomieszać czekoladę,
jednorożce, mojego ulubionego misia z dzieciństwa i starą, pięknie oprawioną
księgę z baśniami – mruknęła Aurelie, a jej towarzysze zerknęli na nią dziwnie.
– No, co? Uważam, że najlepszym sposobem na zapamiętanie jak dużo coś zrobiło
na nas wrażenie, jest opisanie tego rzeczami z naszego otoczenia.
– Masz w swoim otoczeniu jednorożca? – zdziwił
się Jakob.
– No, mój tata ma hodowle, jeden jest w
zasadzie mój, urodziliśmy się z nim tego samego dnia i odkąd pamiętam bawiłam
się z nim. W zasadzie jednorożce w dzieciństwie zastępowały mi przyjaciół…
– Ej! To nie taki głupi interes, jakby nasłać
takiego z rogiem na jakiegoś kretyna…
– Sam jesteś kretyn! Jednorożce nie krzywdzą
nikogo, nie potrafią, dlatego często padają ofiarami, ich jedyną formą obrony
jest ucieczka.
– To trochę straszne… – wtrąciła Ala, ale nie
potrafiła długo przejmować się biednymi jednorożcami, gdyż weszli właśnie do
zamku, a to, co zobaczyli zupełnie zwaliło ich z nóg. Pięknie to w tym wypadku byłoby
ogromne niedopowiedzenie.
Nie zdążyli
się jednak napatrzeć, bo już jakiś wysoki nauczyciel w średnim wieku pośpieszał
ich niewielką grupkę do jakichś dużych bogato zdobionych drzwi, które same
rozwarły się przed nimi.
Wkroczyli
do Wielkiej Sali witani zaciekawionymi spojrzeniami, spodziewali się, że
zostaną posadzeni gdzieś na uboczu, a tymczasem kazano im wyjść na środek Sali,
gdzie na krześle leżał stary, poszarpany kapelusz. Doskonale wiedzieli z
historii magii, co tiara oznacza i co ich lekka, co przysporzyło im sporo
stresu, ale odważnie stanęli tuż przy nauczycielu
– Drodzy uczniowie! Teraz wyczytam kolejno
wasze nazwiska. Proszę, abyście siadali wówczas na stołku i nakładali tiarę
przydziału, a następnie podchodzili do odpowiednich stołów. Proszę również
Hogwartczyków o miłe przywitanie nowych przyjaciół. Michalska, Alicja!
Szczęście chyba odziedziczyłam w genach po
Neli… Dlaczego akurat ja muszę być pierwsza? Gdyby chociaż druga…
To trochę tak, jakby mnie wybrali do pierwszych
oddziałów w wojsku podczas wojny, wiadomo że idę tylko po to, żeby umrzeć i dać
przeżyć innym…
Tacy z was Hitlerowcy… No, nie spodziewałam się
tu szerzenia anty polonistycznych zapędów.
Mimo swoich podejrzeń, iż Hogwart jest
faszystowską organizacją szerzącą poglądy o podludziach, Alicja skocznym
krokiem podeszła do krzesła, na którym natychmiast usiadła.
No, więc zobaczmy… Przydzielanie ucznia do domu na dwa tygodnie, w
dodatku tak starego, to mój debiut, mam nadzieję, że nie popełnię omyłki…
Alicja
podskoczyła na krześle jak oparzona, a potem próbując spojrzeć w oczy tiary,
zrobiła dziwacznego zeza, nic to nie pomogło, więc spojrzała na nią mentalnie,
próbując przekazać swoje myśli… skutecznie.
Nie spieprz roboty. Słuchaj, powiem otwarcie
jak się ma sprawa, do Slytherinu się nie nadaje za Chiny Ludowe i Gobliny
Smerfowe, ok?
Na pewno? Twój ostry języczek przemawia przeciw tobie…
Nie denerwuj mnie, bo jak cię capnę!
Do tego szybko się denerwuje, preferuje rozwiązania siłowe…
Nie! Czekaj! To stres! Już się uspokajam…
Przepraszam…
Żartowałam. Pamiętaj, że wiem wszystko co myślisz, nie tylko to co
myślisz do mnie.
A, tak… Sorki.
Zrobimy tak…
– GRYFFINDOR! – Cała sala zagrzmiała od
nieskrywanej radości, a Gryfoni byli zachwyceni takim nowym nabytkiem, w końcu
nie często się zdarza u nich ładna dziewczyna, której nie znają od jedenastego
roku życia.
Po kilku
nieznanych Ali nazwiskach, pojawiła się osoba, z którą bardzo chciałaby znaleźć
się w jednym domu…
– Jodion, Aurore! – czerwono włosa z energią i
lekko władczą postawą podeszła do krzesełka, na którym usiadła z gracją godną
baletnicy, a po chwili…
– RAVENCLAW! – Alicja posmutniała
nieco, a więc ostatnia nadzieja w…
– Standberg, Jakob!
– SLYTHERIN!
Fantastycznie…
***
– Hej, jestem Sandra – odezwała się dziewczyna,
siedząca tuż obok Ali, gdy ceremonia przydziału zakończyła się.
Nastolatka
prawdopodobnie była w podobnym wieku, co Michalska, nie wyróżniałaby się niczym,
gdyby nie piękne, niesamowicie niebieskie, duże oczy. Prócz tego, miała drobny
nosek i niewielkie, ale pełne różowe usteczka. Wszystkiego dopełniały lekko
kręcone, jasno blond włosy. Była z tym swoim delikatnym wyglądem tak urocza, że
to aż niepoprawne.
– Ala, miło mi.
– Ala? – nastolatka skrzywiła główkę z lekkim
zdziwieniem, teraz wyglądała troszkę jak piesek zdziwiony zachowaniem swojego
właściciela.
– Dokładnie tak – odparła Ala z szerokim
uśmiechem.
– Troszkę dziwne imię… Ale ładne! Może
przedstawię ci obecnych? Ten tu koło mnie – wskazała na przystojnego szatyna,
szturchając go jednocześnie ramieniem. – to mój chłopak – Michael. Po twojej
drugiej stronie siedzi Monique – teraz z kolei wzrok Ali padł na rudowłosą
nastolatką z niesamowicie pokręconymi włosami – A tam, naprzeciwko, siedzą Ben,
Angelina i Steve. – Wszyscy wymienieni przywitali się, kiwając głową, wołając
coś, samym uśmiechem lub - jak w przypadku rudowłosej Monique - podaniem ręki.
***
Szymon
powoli mieszał eliksir, ziewając szeroko. Zbliżała się północ, o tej godzinie
powinien dodać kolejne ingrediencje przygotowane przez Klaudię. W końcu
doczekał się odpowiedniej godziny i wsypał sproszkowane nogi nabirowków i
liście drzewa kobaltowego. Miał teraz kolejną godzinę odpoczynku, odwrócił się
za siebie i uśmiechnął lekko. Jego towarzyszka leżała na śpiworze skulona i
lekko drżąca. Powoli pochylił się i bardzo ostrożnie wziął nastolatkę na ręce,
a następnie przeniósł na materac w kącie Sali, nawet się nie zorientował jak w
którymś momencie ręce dziewczyny oplotły jego szyję w silnym uścisku i
najwyraźniej nie zamierzały puścić. Z lekkim zdziwieniem położył się więc
również na materacu i przykrywając ich oboje kocem, pozwolił Dusi użyć jego
piersi jako poduszki, najwyraźniej całkiem wygodnej. Jednocześnie pamiętał
nadal po co tu są, nastawił więc na wypadek zaśnięcia budzik, który miał
zadzwonić za niecałą godzinę.
***
Sama nie
wie w którym momencie zasnęła i została przeniesiona na materac, gdy obudziła
się, leżała tuż przy Szymonie z głową na jego klatce piersiowej i jego ręką
obejmującą ją w tali.
– Klaudia? Nie śpisz już? – mruknął Szymon,
uchylając lekko nieco zaspane oczy, on też musiał się trochę zdrzemnąć.
– Nie…
– Wiesz… tak sobie myślałem… – zaczął chłopak,
a Dusia podniosła głowę, nie odsuwając się jednak, tylko wpatrując w nastolatka
z ciekawością. – Nie, dobra, głupi pomysł, zapomnij.
– Ejj, tak się nie robi, no dalej, mów!
– Bo… - zaczął znowu z wahaniem. – Chciałbym
wiedzieć jak to jest się całować… Tak wiesz, naprawdę, nie jakiś delikatny
buziak tylko… – Nie dokończył, ale dziewczyna tego nie potrzebowała, doskonale
wiedziała o co mu chodzi, bo ona też chciała wiedzieć jak to jest, chciała
spróbować…
W ten
sposób, nim jej ciało nawiązało kontakt z mózgiem zbliżyła się do Szymona i
połączyła ich usta w pocałunku. Tym razem jednak nie odsunęła się od razu tylko
delikatnie uchyliła usta, a chłopak zrobił to samo. Ich usta powoli rozpoczęły
taniec, do którego po minucie dołączyły także języki, stykając się gdzieś po
środku. Po kilku minutach odsunęli się od siebie, a Klaudia nawet nie potrafiła
stwierdzić, w którym momencie znalazła się na Szymonie, powoli podniosła się z
miejsca, lekko zawstydzona tym nagłym wybuchem namiętności.
– Ja… przepraszam – mruknęła, próbując
rozczesać palcami włosy i podeszła do kociołka z niedokończonym eliksirem.
– Ej, nie masz za co przepraszać, to przecież
ja chciałem, a z eliksirem jeszcze nic nie trzeba robić przez dziesięć minut.
– Okej…
– Dusiek… – jęknął Szymon i podszedł do
dziewczyny, unosząc lekko do góry jej głowę. – Nasze relacje przecież się nie
zmienią, nie gryź się tym. Chcieliśmy zobaczyć jak to jest i teraz wiemy.
– No, dooobra. Ejj, pośpiewamy coś? – zapytała,
ni stąd ni zowąd, Klaudia, a na jej ustach wykwitł szeroki uśmiech.
– Ja nie śpiewam!
– A ja tak! Ostatnio Nela mi puściła mugolskie
disco polo, to jest GENIALNE! „Bo kiedyś poloneza tańczyło pół świata, więc
dziś zatańczymy passata!” – zawyła radośnie nastolatka.
_(¯`•._.•´¯)_(¯`•._.•´¯)_(¯`•._.•´¯)_
Wróciłam!
Po niemal roku… Sama nie wiem, co powiedzieć… Przepraszam brzmi wręcz błaho. Mam
nadzieję, że jesteście mi w stanie wybaczyć tak długą nie obecność. Dużo się
działo… Bardzo. Byłam zagubiona i chyba wreszcie się odnalazłam. A w zasadzie to
ktoś pomógł mi się odnaleźć. Więc przy okazji dziękuję, być może kiedyś to
przeczyta. <3
No i co by
tu jeszcze napisać? Za dwa miesiące matura, a ja wracam do bloga.. xD I planuję
bywać tu regularnie!
Trzymajcie
się! ;*
To taaaaak...
OdpowiedzUsuńKlaudia i Szymon - WYMIATAJĄ! *0* Zwłaszcza z tej Klaudii taka porządna dziołcha, no, no, no... <3
Kornelia - najlepsiejsza <3 Choć zauroczona, walczy, a co! Charakterek godzien podziwu, no a Durmsstrangu to ją wyszkolą jeszcze bardziej! :D Z chopokami ona sobie poradzi. ;* I o to jestem spokojna. Po KIMŚ odziedziczyła w końcu charakterem *ten błysk w oku*. ;*
Kocham! <3 Ty kochasz mnie też, wiem. ;*
Czekam na nexta, mała mendo. ;* <3
Zaczęłam czytać tego bloga niedawno i myślałam ze już na nim nie napiszesz....A jednak! Weszłam na niego i (choć myślałam ze musi się zdarzyć cud żebyś wróciła) to zobaczyłam nowy rozdział! Bardzo fajny tylko wydaje mi się, ze (nie mam pojęcia czemu) Szymon i Klaudia co raz bardziej są.....bliżej siebie. A Kornela za bardzo myśli o Tomku. Bohaterowie mają problemy ...yyyy...uczuciowe?!����
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
Myślałam, że już nigdy nie wrócisz! Świetny rozdział! Jakob najlepszy, szkoda, że już niedługo nie będzie go w opowiadaniu :(
OdpowiedzUsuńI pamiętaj, że na pewno wiele ludzi czyta twojego bloga, więc pisz częściej.
Zapraszam też na mojego bloga dynastia-snow.blogspot.com
Witam :) Ogólnie to pewnie mnie nie kojarzysz: jestem autorką bloga „Fremione – Historia która nigdy nie miała mieć miejsca”. Jeśli do Ciebie piszę, to znaczy, że musiałaś przynajmniej raz skomentować któryś post. Piszę tą wiadomość, ponieważ właśnie wstawiłam dodatek do bloga i Ci, którzy skończyli go czytać – prawdopodobnie nigdy już by na niego nie weszli, więc to dla nich informacja. Jeśli ci się spodoba, zostaw komentarz, na pewno będzie mi miło :) Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuń- TK
http://kochamfreda.blogspot.com/