niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 11



"Wiecie, ni to ciecz, ni ciało stałe, taka rozdygotana paćka."



Nadal: 12 września 2015r. – sobota

Po nocnych przygodach Kornelia wróciła do pokoju o godzinie szóstej, kompletnie wyczerpana i bardzo senna. A Nela niewyspana – Nela zła. Klaudii nie było w dormitorium, ale usłyszała z łazienki odgłos szumiącej wody. Nastolatka była już w pełni spakowana, więc wychodząc z założenia, że przyjaciółka ją obudzi, skuliła się w łóżku i natychmiast zasnęła.

Pół godziny potem, do pokoju wpadł Kamil, miał zamiar obudzić przyjaciółki, ale z szokiem zorientował się, że Klaudia siedzi na łóżku w pełni ubrana i rozczesuje włosy.

 – Co się stało? Kosmici? Zawsze wierzyłem, że oni istnieją! – zawołał z nagłym zapałem, a przyjaciółka wywróciła oczami.

 – Trzeba pożegnać w końcu Nelę, nie? Swoją drogą, kiedy przed szóstą wyszłam z pokoju do łazienki to jej nie było, a jak wróciłam to spała, nie wiesz, co robiła po nocy?

 – Nauczyłem się nie pytać.

 – Obgadujcie mnie ciszej, okej? – jęknęła Kornelia, która miała wyjątkowo płytki sen przez stres związany z wyjazdem.

 – Nie, za piętnaście minut was odprawiają, a ty jesteś w proszku!

 – To dobrze, bo czuję się jak galaretka. – Widząc pytające spojrzenie przyjaciół dodała: – Wiecie, ni to ciecz, ni ciało stałe, taka rozdygotana paćka.

 – Dobra, Galaretko, ubierz się jakoś sensownie i idziemy – powiedział Kamil, kręcąc głową nad głupotą przyjaciółki.

 – Nie umieeem… jęknęła dziewczyna, przewracając się na plecy i patrząc z uwagą na sufit.

 – Zajmę się nią, weźmiesz jej walizkę? – zainterweniowała Klaudia, wstając z łóżka.

***

Dzięki wysiłkom Klaudii, po dokładnie ośmiu minutach Kornelia stała przy drzwiach, ubrana w wygodne szare legginsy i czarny sweterek, sięgający jej do połowy uda oraz w trampkach w tym samym kolorze. Miała podkrążone z niewyspania oczy i bardzo ponurą minę, ale na to już jej przyjaciółka nie mogła nic poradzić. Na miejsce zbiórki musiały niemal biec, bo pozostało im ledwie pięć minut. Dodatkowo, Kornelia spotkała swojego starego znajomego – słonia, który jak gdyby nigdy nic stał na drodze zaspanej dziewczyny.

 – Słonie powinny być zakazane… – jęknęła, wymijając zwierzę z niezadowoloną miną.

 – Oho, ktoś wstał lewą nogą! – zawołał Szymon z placu, śmiejąc się, gdy Nela posłała mu wściekłe spojrzenie.

 – Żeby wstać musiałabym wcześniej spać… Potrzebuję łóżka, natychmiast!

 – Bardzo chętnie zabiorę cię do mojego – zawołał głos za jej plecami. Do przyjaciół powolnym krokiem zmierzał Tomek z zadowolonym z siebie uśmiechem.




 – Nie wierzę, że to mówię, ale w tej chwili to nawet bardzo chętnie skorzystałabym z propozycji… Nastolatek spojrzał z zaskoczeniem na dziewczynę, a ta uśmiechnęła się szeroko i dodała:– Ale ty byś musiał spać na podłodze.

 – Skarbie, łamiesz mi serce! – odparł smutno Tomek, ale po chwili ponownie się szeroko uśmiechnął.

 – Żebyś się nie popłakał – zawołał nieco kpiąco Marcel, który dołączył do nich zaraz po przyjacielu. Podał rękę Tomkowi, Szymonowi i Kamilowi, a potem uściskał Kornelię i mruknął:

 – Wróć do nas cała, ok?

 – Jasne, co wy byście beze mnie tu zrobili? Pewnie od razu po moim wyjeździe rozpoczniecie żałobę – odparła wesoło nastolatka, odwzajemniając uścisk.

Po Marcelu nastolatka w podobny sposób pożegnała Szymona, ostrzegając go, aby uważał na słonie, bo: „Wyskakują jak grzyby po deszczu, nigdy nie wiesz gdzie i kiedy”. Następnie bardzo długo żegnała się z Klaudią i Kamilem, kilkakrotnie ich ściskając i całując w policzki. Później dotarły do niej Alicja i Oliwia, obie z lekko zaczerwienionymi oczami. Kiedy Nela zdała sobie sprawę, że rozjeżdżają się one na różne końce świata, sama uroniła kilka łez, żegnając się wylewnie, zwłaszcza ze swoją kuzynką. Podeszło do dziewczyny jeszcze kilku znajomych rannych ptaszków, w tym Kuba, na pożegnanie mówiąc jej zagadkowo, jak to miał w zwyczaju:

 – Nie myśl o tym za wiele.

Nastolatka nigdzie nie mogła zobaczyć Tomka, który jakby w ostatniej chwili gdzieś zniknął, ujrzała natomiast profesor Srokę, pośpieszając ich, aby mogła sprawdzić obecność i każdego odpowiednio odprawić. Nagle, gdy już odchodziła, jej przyjaciel odnalazł się, jakby wyrastając spod ziemi tuż przed nią. Nic nie powiedział, tylko złapał jej twarz w obie dłonie i bez najmniejszego zawahania… pocałował. Nim Kornelia zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, lekko uchyliła usta, co pozwoliło chłopakowi pogłębić pocałunek. Nastolatka była tak bardzo, wręcz boleśnie świadoma jego bliskości, szorstkości rąk obejmujących jej drobną twarzyczkę, miękkich i ciepłych ust na jej wargach, że nie była w stanie myśleć o niczym innym, po paru sekundach jednak otrzeźwiała i odsunęła się, na co chłopak pozwolił jej bez oporu, odwrócił się na pięcie i odszedł tak szybko, jak uprzednio się zjawił.

Kornelia odwróciła się, na chwilkę i zobaczyła zszokowane spojrzenia przyjaciół, zapewne jej wina wyglądała ponownie.

Czy ja naprawdę chodzę z wielką plakietką z napisem „kochaj mnie” na czole?

***

Profesor Sroka po sprawdzeniu obecności, po kolei rozpoczęła wprowadzanie uczniów do odpowiednich środków transportu. Alicja patrzyła jak jej kuzynka znika w samolocie, razem z jakimś starszym, ponurym chłopakiem. Potem ze smutkiem ostatni raz pożegnała Oliwię, która z kolei miała polecieć na pegazie wraz z Zuzką Majer z drugiej klasy, pod kierownictwem profesora Lisowskiego. Kiedy przyszli uczniowie Homera odlecieli helikopterem, a Szkoły Magii i Czarodziejstwa Mystery na miotłach, pozostała już tylko Ala, oraz jakaś nieśmiała dziewczyna na oko rok lub dwa młodsza od niej. Łatwo było się domyślić, że ich środkiem transportu ma być balon, bo tylko on pozostał na miejscu zbiórki.

 – Dobrze, dziewczynki, teraz wy musicie uważnie mnie posłuchać. Polecicie balonem, aż na dworzec King’s Cross, wylądujecie na peronie 9 i ¾. Na miejscu będzie czekał ktoś z Hogwartu na was i na przedstawicieli pozostałych szkół, prócz nich nie będzie tam nikogo, więc nie powinnyście mieć problemu. Lot balonem potrwa około dwóch godzin, a przejazd pociągiem praktycznie do wieczora. Wszystko jasne?

 – Tak, pani profesor – odpowiedziały chórem dwie dziewczyny i wraz z bagażami, wskoczyły do balonu, ostatni raz machając na pożegnanie swoim przyjaciołom i znajomym, którzy przyszli ich pożegnać. Już po chwili leciały wysoko między chmurami. Alicja próbowała nawiązać rozmowę z koleżanką, jednak Patrycja była dość nieśmiała i wszystkie tematy szybko się urwały, więc po prostu przez większość drogi bez celu wpatrywała się w niebo, chmury oraz szybko mijane miasta pod nimi.

***

W tym samym czasie, kiedy Alicja leciała balonem, Kornelia leżała na łóżku w luksusowym samolocie. Z zewnątrz wyglądał on bardzo niewinnie, zdawał się być wręcz ciasny, ale w środku było dziesięć ładnych, średniej wielkości łóżek, po pięć z każdej strony, oddzielonych od siebie niewielkimi szafkami nocnymi. Okazało się, że Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa Merlin była pierwszym przystankiem na ich trasie, kolejny miał być dopiero za pięć godzin w Homerze.

Tymczasem dziewczyna miała problem z uśnięciem przez świadomość przebywania sam na sam w kabinie pasażerskiej z ponurym chłopakiem o minie psychopaty. Nastolatek nie odezwał się do niej ani razu, co jednak wcale nie pomagało. Dodatkowo Kornelia nie mogła zapomnieć o pocałunku Tomka. Bardzo starała się o tym nie myśleć, ale to było trudne. Gdyby to wyglądało inaczej. Gdyby był niepewny, nieśmiały, wahał się, to zapewne nawet by do niczego nie doszło, a nawet jeśli, to panna Gabin natychmiast by się odsunęła, tymczasem żar, nagłość i pewność tego pocałunku kompletnie ją ogłuszyły, niemal zwalając z nóg. Jeśli chciał, żeby nie mogła zapomnieć o tym wydarzeniu, to udało mu się to doskonale, mimo wielu starań do głowy Neli wciąż przedzierały się wspomnienia tej chwili, a najbardziej martwiło ją to, że te wspomnienia były przyjemne... Nie kochała go. Zresztą, krótko się znali, a ona jeszcze nigdy nie była zakochana, ale ten pocałunek wzbudził w niej pożądanie, a stąd już krótka droga…

***

Gdy Kamil zobaczył pocałunek Tomka i Korneli oraz zszokowaną minę dziewczyny, gdy ta już wsiadała do samolotu, nie czekał dłużej. Szybko pożegnał się z Klaudią, obiecując dostarczać jej i Szymonowi jedzenie, gdy będą ważyć eliksir i niemal pobiegł w stronę szkoły, gdzie widział oddalającą się naprędce sylwetkę Tomka. Gdy tylko go dogonił, złapał go za ramię i ostrym szarpnięciem zatrzymał oraz odwrócił w swoją stronę. Nie dbał o to, że nie był specjalnie umięśniony i miał przed sobą chłopaka, który trenuje boks od wielu lat, liczył się tylko jeden fakt: Nikt nie całuje jego przyjaciółek bez ich zgody.

 - Co to miało być?! – warknął Kamil, na Tomka, który początkowo patrzył się na niego z nieobecnym wyrazem twarzy.

 - Co? Znaczy, to nie tak. Słuchaj, mi bardzo zależy na niej, ok? Zresztą, dlaczego ja ci się tłumaczę?

 - Bo jestem przyjacielem Korneli i nikt nie ma prawa zbliżać się do niej, jeśli ona nie ma na to ochoty.

 - A skąd wiesz, że nie ma ochoty? Wiem, że to tak wygląda, ale z początku odwzajemniła pocałunek, a to coś już znaczy, prawda? Kamil, znamy się od dawna, wiesz, że nie zamierzam jej skrzywdzić. Zależy mi na niej, a rodzice nauczyli mnie, żebym zawsze walczył do końca o to, czego chce. – Kamil zmierzył Tomka przeciągłym spojrzeniem, ale w końcu skinął głową.

 - W porządku, ale czasami trzeba umieć przerwać walkę, nie posuń się za daleko. – Zabrzmiało to tak groźnie, że drugi chłopak nawet nie śmiał się sprzeciwić, tylko mruknął coś niezrozumiale w ramach potwierdzenia.

Nie rozeszli się jednak, tylko zaczekali aż dołączy do nich Marcel i ruszyli razem we trójkę na śniadanie, o którym wszyscy trzej marzyli.



***

Oliwia siedziała na pegazie, wtulona w jego jedwabiste włosy i trzęsła się ze strachu. Miała okropny lęk wysokości. Tuż obok leciało drugie zwierzę, na którym siedziała Zuzka. Dziewczyna w przeciwieństwie do koleżanki z rozmarzeniem wystawiała twarz do wiatru, a jej kręcone blond włosy falowały na wietrze. Nie rozmawiały ze sobą, pierwsza z dziewczyn obawiała się zwymiotować, a druga była zbyt zajęta napawaniem się tym nieziemskim lotem.

Po dwudziestu minutach, które ciągnęły się Oliwce w nieskończoność w końcu wylądowali. Byli na jakiejś polance pośrodku lasu, słońce świeciło przyjemnie, co skłoniło dziewczynę do ściągnięcia bluzy.

  Witamy we Francji! – zawołał entuzjastycznie profesor Lisowski. Zaprowadzę was teraz do miejsca, gdzie powinna czekać kareta z Beauxbâtons, mamy pół godziny, więc spokojnie zdążymy.

Rzeczywiście, dotarli na miejsce już po piętnastu minutach. Przez praktycznie cały czas szli przez las, a teraz wyszli na kolejną polankę, tym razem większą i mniej cichą, bo było już na niej kilkoro uczniów oraz najprawdziwsza kareta z pięknymi białymi Abraksanami. Z tego miejsca widać już było ścieżkę, najwyraźniej prowadzącą do jakiegoś miasta.

W końcu Oliwia ocknęła się z rozmarzenia i postanowiła odważnie podejść do dwójki nastolatków, wyglądających na mniej więcej jej wiek. Pierwszym był czarnowłosy chłopak o urodzie elfa i bardzo pasujących w tym wypadku odstających uszach, a druga była dziewczyna o jasnoróżowych włosach i przyciągających uwagę turkusowych oczach.

 – Hej, jestem Oliwia – powiedziała dziewczyna, podchodząc do pary.

Nastolatkowie odwrócili się w stronę głosu, a chłopak natychmiast wyszczerzył się w uśmiechu i podał jej rękę wołając entuzjastycznie.

 – Witaj, Lady! Miło mi się poznać, jestem Aleks, a ta kolorowa obok mnie, ma na imię Laura. – Otwartość chłopaka nieco onieśmieliła Oliwię, ale był przy tym tak miło usposobiony, że nie dało się go nie polubić.

 – Mi również miło was poznać – odparła Oliwia, ściskając rękę także dziewczyny, która uśmiechnęła się wesoło ukazując rząd lśniących, białych ząbków. Nastolatka była po prostu piękna i nie dało się tego ukryć.

 – Z jakiej jesteś szkoły? – zapytała Laura, nie przestając się uśmiechać.

  Z Merlina, a wy?

  Mystery, ale musisz nam koniecznie opowiedzieć o swojej szkole, słyszałem, że jest w chmurach i macie tam tyle zwierząt… Aleks znów rozgadał się, machając przy tym entuzjastycznie rękami.

Oliwia chętnie zaczęła opowiadać o swojej szkole, chociaż udało jej się to głównie dzięki wspomagającym pytaniom nowych znajomych. Bo nie była taką gadułą jak Aleks, a wręcz przeciwnie, nie lubiła dużo mówić, a nawet gdy chciała, to nieśmiałość nieco ją hamowała.

Nagle rozmowę przerwało im wołanie jakiegoś mężczyzny. Stał on przy powozie i nawoływał wszystkich uczniów, aby podeszli do niego. Oliwia, Aleks i Laura zgodnie ruszyli do mężczyzny, który jak się później okazało był jednym z nauczycieli w Beauxbatons. Prócz nich było jeszcze siedmioro uczniów, a więc wszyscy dotarli.

  Witam! Jestem profesor Thibodeau i będę opiekował się wami przez cały czas trwania wymiany, z każdym problemem zgłaszacie się do mnie. Tymczasem zapraszam was do naszego dzisiejszego środka transportu, znajdujemy się niedaleko szkoły, więc w ciągu pół godziny powinniśmy dotrzeć na miejsce. Kufry zostawcie na zewnątrz, przeniosę je zaklęciem od razu do waszych pokoi w szkole. – Po tych słowach profesor odsunął się, odsłaniając wejście do karety, a uczniowie niepewnie zaczęli wchodzić do środka. Wnętrze było po prostu cudowne. Mieli wrażenie, jakby weszli do okrągłej sali balowej. W tle brzmiała cicho muzyka klasyczna, a pod ścianami były kanapy i fotele. Gdzieniegdzie stały także stoły z najróżniejszymi klasycznymi potrawami francuskimi.

Droga zdaniem wszystkich uczniów trwała zdecydowanie za krótko, oczywiście, nie mogli się doczekać poznania swojej nowej szkoły, ale pół godziny w tak cudownym miejscu, jakim był owy powóz, to zdecydowanie za mało!

***

Klaudia i Szymon jeszcze chwilkę stali, patrząc na odlatujących uczniów, aż w końcu postanowili rozpocząć ważenie eliksiru. Ukryli się w starej, od dawna nieużywanej sali zaklęć, położonej w najbardziej oddalonym od głównego korytarzu miejscu. Szansa, że ktoś ich przyłapie była naprawdę niewielka. Z niewielkiej torebki panna Czarnecka wyciągnęła mnóstwo uprzednio zmniejszonych ingrediencji, kociołek oraz parę innych przydatnych rzeczy, wśród których był i śpiwór, gdyby któreś z nich było bardzo senne.

***

Wszystkich uczniów zatkało, gdy tylko wysiedli z powozu i zobaczyli wspaniały zamek Beauxbâtons. Dookoła rozpościerały się malownicze ogrody i magiczne fontanny. Oliwia z zachwytem rozglądała się dookoła. Wprowadzono ich po schodach do cudownego, lśniącego zamku, a wnętrze było o ile to w ogóle możliwe jeszcze piękniejsze! Ściany były jasnobłękitne i nieskazitelne. Dookoła było mnóstwo nimf leśnych, dodających miejscu ciepła i uroku.

Całą grupę profesor Thibodeau wprowadził do niewielkiej auli, gdzie na wzniesieniu stała dyrektorka Szkoły Magii Beauxbâtons. Nauczycielka powitała uczniów i wyjaśniła im, iż przez najbliższe dwa tygodnie będzie przeprowadzany konkurs indywidualny dla tej dziesiątki, a osoba, która go zwycięży, będzie miała możliwość chodzić do tej szkoły aż do zakończenia nauki. Na tą myśl Oliwi od razu zaświeciły się oczy i już wiedziała, że bardzo się postara, aby mogła tutaj pozostać…

Po wyjściu z sali Oliwia, Laura i Aleks, zgodnie ruszyli do sali jadalnej, gdzie obiecano im pyszny lunch. W środku było gwarno, wszędzie rozbrzmiewały wesołe rozmowy i śmiechy, panowała wręcz rodzinna atmosfera.

Nagle ktoś wpadł na Oliwię, niemal zwalając ją z nóg.

  Rany, przepraszam bardzo! – zawołał średniego wzrostu chłopak o przeciętnej urodzie oraz bardzo miłym dla uszu, lekko ochrypłym głosie i cudownym zapachu perfum.

  Nic nie szkodzi – odparła nastolatka i dodała, nieśmiało: – Jestem Oliwia, a ty?

  Javier, miło mi cię poznać – odpowiedział chłopak z szerokim uśmiechem i ku zdziwieniu dziewczyny, pocałował ją w rękę.


Mniej więcej w tym momencie w życiu Oliwi zaczyna się zupełnie nowy rozdział, jednak to już całkiem inna historia, niepasująca do zwariowanego opowiadania, o życiu uczniów Polskiej Szkoły Magii. Zdradzę wam tylko, że Oliwka wygrała konkurs i zdecydowała się zostać na zawsze w Beauxbâtons – szkole, w której nareszcie poczuła się jak w domu, a Javier w niedługim czasie stał się jej pierwszą prawdziwą miłością, nauczył ją, jak cieszyć się pełnią życia, wyplenił z niej nieśmiałość i posiał ziarno pewności siebie, które wkrótce wydało plony.

***

W tym samym czasie Alicja wysiadała z balonu, nieświadoma jak wielkie rewolucje przechodzi teraz życie jej przyjaciółki. Rozejrzała się dokładnie dookoła. Zwyczajny peron, tak jak i pociąg. Pod ścianą nieopodal stał bardzo wysoki mężczyzna o bujnej brodzie i z początku nieco przerażającym wyglądzie. Kiedy jednak dostrzegł dwie nowe uczennice, uśmiechnął się tak promiennie, że nikt nie mógł wątpić w jego dobre intencje. Prócz niego dwie nastolatki zobaczyły jeszcze dwójkę osób, sądząc po mundurkach – z Beauxbâtons.

  Siema, dzieciaki! – zawołał mężczyzna tubalnym głosem. – Jestem Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie. Mamy Beauxbâtons i Merlina, cholibka, kto jeszcze został? Aha, tak! Mystery i Durmstrang. A uczniowie Homera mają przybyć na miejsce osobno, bo mają niedaleko.

  Dzień dobry, jestem Alicja, a to Patrycja – powiedziała uprzejmie dziewczyna, nie wiedząc za bardzo, w jaki sposób zwracać się do olbrzyma.

  Miło mi was poznać, uwielbiam witać nowych uczniów! Cholibka, robi się zimno… Dobra, dobra, myślę, że możecie wsiąść do pociągu, jeśli macie ochotę. Otwarte są tylko dwa przedziały, bo będzie was ledwie dziesięciu, ja z wami nie jadę, ale będę czekać już na stacji końcowej!

  Jak to możliwe, żebyś tak szybko dotarł do szkoły? – zapytał jakiś wysoki chłopak z Beauxbâtons, wydawał się nieco zadzierać nosa, chociaż może to były tylko pozory.

  Mam swoje sposoby, no i to nie jest tak szybko, pociąg będzie jechał wiele godzin, powinniście dotrzeć do Hogwartu na kolację. – Nastolatek już nic nie odpowiedział, tylko skinął głową.

  Faktycznie jest zimno, nie wiem jak wy, ale ja idę do środka! – zawołała uczennica Beauxbâtons i wesoło ruszyła w stronę wagonu, a jej towarzysz podążył za nią ponurym wzrokiem, nie ruszając się z miejsca. Długie czerwone włosy, którymi wyróżniała się nastolatka, po chwili zniknęły w pociągu.

Również Patrycja wolała najwyraźniej pozostać przy Hagridzie, jednak Ali spodobał się optymizm dziewczyny i podążyła za nią machając pozostałym ręką. Bardzo łatwo odnalazła przedział, do którego przed chwilą weszła druga dziewczyna, jednak nim zdążyła coś powiedzieć tamta wyszczerzyła się w uśmiechu i zawołała:

  Łaa, ktoś jednak w tej paczce ma swój rozum i zamiast tam marznąć w drętwej ciszy, postanowił przyjść tutaj, opalać się w blasku mej zajebistości! – Alicję zamurowało. Przez chwilę lustrowała dziewczynę wzrokiem zastanawiając się, czy jest tak pewna siebie i przemądrzała, jaka się wydaje, czy też wręcz przeciwnie, ma dystans do siebie i żartuje, w końcu postanowiła do sprawdzić na swój sposób.

  A, no, mam rozum, uznałam po prostu, że jesteś nieco zbyt blada i to ja użyczę ci nieco mojego blasku, możesz zacząć dziękować.

  Dobry tekst, już cię lubię! – zawołała nastolatka, a Ala uśmiechnęła się przyjaźnie. – Jestem Aurore Jodion, a ty?

  Alicja Michalska, miło cię poznać.

  A ja, Jakob Sandberg, miło mi was poznać, moje panie! – zawołał ktoś od drzwi przedziału i po chwili do środka wpadł wysoki chłopak o nieprzeciętnej urodzie.

  Z jakiej szkoły jesteś? – zaciekawiła się Aurore, lustrując uważnie nowego towarzysza, a było na co popatrzeć, miał na sobie czarną koszulę, a parę guziczków było odpiętych, odsłaniając umięśnioną klatkę piersiową. Miał bardzo męskie rysy twarzy, a na brodzie seksowny, dwudniowy zarost.

  Durmstrang.

  A myślałam, że cię polubię… jęknęła zawiedziona francuska.

  Coś nie tak? Nie podoba ci się moja szkoła?

 Czarna magia, puści faceci, taką macie opinię, wiesz?

  Ty jesteś z Beauxbatons, nie? Wille i puste laleczki, nie potrafiące same zawiązać sznurówki, taką macie opinię, wiesz? – sytuacja w przedziale stała się nieco napięta, ale od czego mieli Alicję?

  Słuchajcie, mam dobrą nowinę! – Oboje spojrzeli na dziewczyną jak na komendę. Wzięłam ze sobą Czekoladowe Żaby, czekolada łączy ludzi!

Pozostała dwójka niedowierzająco wytrzeszczyła na nią oczy, jednak po kilku żabkach, okazało się, że rzeczywiście humory całej trójki polepszyły się znacznie, a dodatkowo po paczce Fasolek Wszystkich Smaków i rundce eksplodującego durnia, okazało się, że nawet się nawzajem lubią…

_(¯`•._.•´¯)_(¯`•._.•´¯)_(¯`•._.•´¯)_

Rozdział dedykowany Nicolette! :*

Jeżeli chcecie jeszcze czegoś dowiedzieć się o Oliwi, która raczej nie będzie pojawiać się już w tej historii, możecie pytać w zakładce „zapytaj bohatera”, odpowie na wszystko, już ja się o to postaram. *złowieszczy śmiech* :D

6 komentarzy:

  1. Tak Tomuś... Jest... Wiedziałam.. Tak.. *taniec radości* w końcu. Ile można było czekać?! *kontynuacja tańca radości *

    *10 minut później *
    Już.. Chyba się opanowałam XD za tę akcje kocham ciebie i Tomka jeszcze bardziej. Może w końcu Szymon zniknie z tego opowiadania :D
    Czemu Oliwka została... To tylko platoniczne zauroczenie... Nie pomyślała o Ali :"( Przyjaciele tak nie robią. Ale dobrze... Niech jej się dobrze tam uczy :( *chlipocze *
    Mam nadzieję, że Ala też będzie mieć niezapomniany wyjazd, choć nie ukrywam to Durmstrang mnie najbardziej interesuje. Nie mogę się doczekać rozdziału z całą historią Neli w tej szkole. Ciekawi mnie też ten typ z którym pojechała. To musi być genialne... Nie mogę się doczekać, ja chcę już teraz kolejny rozdział.. Proszę... Proszę...
    *uderza siebie w twarz i krzyczy "Nie zachowuj się jak dziecko" *
    Czekam niecierpliwie, ale to juz wiesz.
    Całuje, In :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O.o dedykacja! Dziękuję :*
    Wiedziałam, po prostu w udziałem, że Tomek wreszcie pocałuje Kornelie ❤ awwww...
    Czekałam na ten pocałunek wieki! Ale się opłacało :D
    Dobra, przejdźmy dalej.
    Świetnie wymyśliłaś te wszystkie powozy szkolne. Pegazy <3
    A opis Hagrida i jego gwary - super.
    Nadal jestem jednak przygnębiona wyjazdem Kornelii do Durmstrung'a (dobrze napisałam???), a ten typek z którym jedzie - nie podoba mi się.
    Ogólnie rozdział mega <3
    Czekam na następny :)
    Pozdrawiam
    Nicolette

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, takie glupie pytanie. Kiedy nowy rozdział? Wiem, że lubisz jak czekamy, no ale dwa miesiące? No dwa i pół...
    Nie, że coś Ci zarzucam, ale chociaż informacja czy żyjesz by się przydała.
    Daj znak życia, proszę.
    Incaligo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam... :(
      Żyję i obiecuję że wrócę do opowiadania! Ostatnio w moim życiu bardzo dużo się dzieje, chodzę cały czas rozkojarzona, a skupić się na czymkolwiek to wyzwanie, wiem że to kiepskie wytłumaczenie, ale szczere. Postaram się jednak zebrać do kupy i dać się ponieść literką, żeby w końcu dostarczyć nowy rozdział. ;)

      Ps. Dziękuję za przywołanie mnie do życia, czy może raczej do bloga, spróbuję zebrać się w sobie i coś napisać jak najszybciej!

      Usuń
  4. Kina... gdzie ty się podziałaś?
    Zmartwiona Okej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabłądziłam gdzieś między własnymi uczuciami, wiele się dzieje, zbyt wiele. Próbuję się odnaleźć, a zamiast tego plątam się jeszcze bardziej. Bardzo chciałabym tu wrócić, ale chyba najpierw muszę połapać się w swoim życiu, żeby móc znów tworzyć życia moich bohaterów. Nie wiem kiedy wrócę, przepraszam, ale wrócę, kiedyś na pewno...

      Dziękuję że nadal jesteś i przepraszam

      Usuń